środa, 27 marca 2013

Jeśli macie czas, to przeczytajcie. Jeśli nie macie, to też przeczytajcie.

M.:
Krótka historia czasu - Stephen William Hawking

Pierwsza moja lektura tego typu. Najpierw w ramach wprawki obejrzałam program o autorze, znaleziony na YT. Nie mam pojęcia, czy Hawking nie był czasem gloryfikowany w tym programie; nie obchodzi mnie to nic a nic. Według mnie człowiek, który mimo wyroku spowodowanego chorobą walczy, który nie popada w apatię i bierność - zasługuje na najwyższy szacunek. I taką też estymą darzę niniejszego fizyka. A teraz koniec z czołobitnością w stosunku do tego pana, nie chcę mieć na pieńku z jego żoną ;)

Książkę przeczytałam, ale mimo tego faktu nie czuję się uprawiona do wypowiadania się na jej temat... A to z tego powodu, iż prawdopodobnie zrozumiałam nie więcej niż 1/10 treści (jakbym zrozumiała wszystko, poznałabym myśli boga - takie małe nadużycie cytatu:) Hawking doprawdy łopatologicznie tłumaczy podstawy fizyki, których niestety ja nie jestem w stanie ogarnąć swym maciupeńkim móżdżkiem mimo usilnych starań. W "Krótkiej historii czasu" można natknąć się na smakowite kąski w postaci ciekawostek dotyczących kulisów odkryć fizycznych lub ich twórców, co naprawdę uprzyjemnia lekturę.

To moje niezrozumienie treści wywołało jednakże niepowstrzymaną falę refleksji. Nie zrozumiałam, bo:
1) mój mózg jest wielkości ameby, składa się z jąderka pluskającego się w cytoplazmie i odpowiada jedynie za podtrzymywanie funkcji życiowych,
2) jak byłam mała, dostałam młotkiem w głowę, a uderzenie na stałe uszkodziło płaty mózgowe odpowiadające za rozumienie zjawisk fizycznych,
3) mamy w Polsce jałowy system szkolnictwa.

Szkoda, że nie możecie poczuć frustracji, która toczyła me ciało niczym czerw piaski pustyni na Diunie! Dostawałam szału nie mogąc pojąć podstawowych pojęć. Czy po 7 latach od skończenia liceum naprawdę nic nie pamiętałam z lekcji fizyki? Otóż - nic. Czy gdzieś w naszym kraju znajduje się szkoła, w której lekcje fizyki prowadzone są w ciekawy sposób? Jak się znajdzie jedna, dajcie adres. W polskich szkołach fizykę przedstawia się w sposób tendencyjny, całkowicie oderwany od praktyki; zazwyczaj poznaje się ją jedynie drogą teoretyczną, co czasem może utrudniać, a nawet uniemożliwiać zrozumienie nastolatkom, których myślenie abstrakcyjne jest w fazie kreacji. A potem wszyscy się dziwią, czemu mamy samych humanistów... Nie ma w tym nic szczególnego, jeśli zważy się na fakt, jak niezwykle skutecznie zniechęca się do nauk ścisłych. 


Ale, ale... Czemu sięgnęłam po tę książkę, skoro już na starcie miałam pewność, iż przekracza ona moje zdolności poznawcze? Z prostego powodu - z ciekawości. Chciałam się dowiedzieć, jak funkcjonuje miejsce, w którym przyszło mi wieść egzystencję. Czemu ta egzystencja jest właśnie taka? Co wpłynęło na jej kształt? I będę gorąco polecać tę pozycję wszystkim, ale to wszystkim! Dzięki niej odkryłam rodzaj magii, o którego istnieniu nie miałam pojęcia! To nie jest magia rodem z powieści fantasy, nie spotka się tu efów, smoków czy trolli jedzących zupę z cebuli i tych pierwszych wymienionych ;) Można jednak natknąć się na tajemnicze siły, których zazwyczaj nie zauważamy, przyzwyczajeni do ich obecności. Siły, poprzez które nasz świat wygląda, jak wygląda; cząstki, które istnieją, ale nie można ich zważyć ani zaobserwować bezpośrednio; fale, kwanty, kwarki, grawitony - moje uszy odbierają te słowa jako zaklęcia wypowiadane w nieznanym języku. Pozwolę się posłużyć słynnym internetowym cytatem, który bezustannie towarzyszył mi podczas czytania: "Pszszsz... Mózg rozjebany!" (wybaczcie wulgaryzm!)


Lektura ciężka dla "fizycznych" ignorantów mnie podobnych. Warto jednak włożyć troszkę wysiłku i spróbować pojąć choć część "Krótkiej historii czasu". W zamian można zyskać nową perspektywę, zatracić to ludzkie zadufanie w sobie i zbytnią pewność siebie, bo tak naprawdę jesteśmy tylko mikroskopijnym pyłkiem na planecie podobnej do małej niebieskiej kropki.

Tako rzekłam ja ;)