wtorek, 23 kwietnia 2013

Idealny prezent na Światowy Dzień Książki - "Opowieści z meekhańskiego pogranicza. Północ - Południe"

P.:
 
Dziś przypada Światowy Dzień Książki. Warto uczcić go recenzją świetnej lub też jakiejkolwiek książki, czy jakąkolwiek recenzją :)
Jako, że, jak już wspomniałam, rozczytuję się z lubością w fantastyce, zrecenzuję książkę z tego gatunku.
"Opowieści z Meekhańskiego pogranicza" Roberta M. Wegnera pretendują do mojej ulubionej serii książek fantastycznych. Spoglądam właśnie na swoją biblioteczkę, a tam widzę dzieła takich autorów jak: Ursula Le Guin, Tolkien, Lewis, Lawhead, Martin. Zacnie, zacnie... jednak właśnie "Opowieści..." czytam obecnie po raz czwarty i ponownie nie mogę się od nich oderwać... To coś znaczy (szczególnie dla mnie:). Wciskam te książki każdemu, kto zdradza w mojej obecności choćby cień zainteresowania literaturą, czy temu, kto od niechcenia rzuci przy mnie nieopatrznie słowa "Nie mam co czytać". Cytując Piotra Żyłę "He he he", już jesteś mój i chcąc nie chcąc będziesz musiał przeczytać "Opowieści"! Ostatnio udało mi się "zmusić" do przeczytania serii moją przyjaciółkę, która zastrzegła, że nie lubi fantastyki i nie chce czytać nic o jakiejkolwiek przemocy. Hmmm... Świat Meekhanu jest oczywiście pełen magii i dziwnych postaci, no i trzeba otwarcie powiedzieć, ocieka przemocą... Niemniej jednak moja przyjaciółka, po przeczytaniu ostatniego tomu, przybiegła do mnie z rozpaczliwym zapytaniem "Kiedy wyjdzie następny?".
Przejdźmy do rzeczy.
Pierwszy tom serii otwierają "Opowieści z meekhańskiego pogranicza. Północ - Południe". Dwa ostatnie słowa wyznaczają nam dwie części książki. W pierwszej poznajemy północ dzięki Górskiej Straży, a dokładniej dzięki Szóstej Kompanii Szóstego Pułku,  pod dowództwem młodego porucznika o ciekawym imieniu Kenneth-lyw-Darawyt. Już od początku musimy się przyzwyczaić do obco brzmiących imion i nazw, które odczytujemy w zasadzie według własnego widzimisię, gdyż nie ma żadnej wykładni języka, czy fonetycznej transkrypcji. Dlaczego tak jest? Mam swoje podejrzenia, ale o tym później.
Porucznik Szóstek jest dowódcą ledwie od roku, ale w działaniu kieruje się inteligencją, logiką (co nie jest takie oczywiste wśród rządzących, jak wiemy), dobrem swego oddziału oraz oczywiście rozkazami. Jego podwładni, z małymi wyjątkami, nie ufają mu, bo jak tu zaufać nieopierzonemu oficerowi? Jedynym jego atutem są rude włosy, gdyż wszyscy wiedzą, że góry lubią czerwonowłosych. Sympatia gór wobec tego, co się w nich czai jest bardzo istotna. Może ocalić życie. Każda z opowieści północy, to historia, w której Szósta Kompania wykonuje jeden z rozkazów dowództwa, a te coraz częściej stawiają Szóstki wobec wielkiego niebezpieczeństwa, grożącego im ze strony ludzi, pomiotników, obcych plemion, czy czarodziei z przeróżnych gildii. Tam, gdzie interesy wszystkich się zbiegają, tam musi wybuchnąć moc i polać się krew. Nie będę przytaczać szczegółów fabuły jakiegokolwiek opowiadania, by nie odbierać ogromnej przyjemności czytania każdej strony.
W drugiej części "Opowieści..." znajdujemy się na południu Meekhanu w domu bogatego kupca Aerina ker Noel. Jest on ojcem dwójki nastolatków Eratha i Isanell i mężem Ellandy. Rodzice żony, a także kuzyni zostali wymordowani przez Issarów. To koczowniczy lud o dziwnych zwyczajach, korzeniami swymi i historią sięgający daleko poza historię Meekhanu, aż do czasów wojen bogów. Dla nich legendy o nieśmiertelnych i cesarzach są prawdą, są historią, którą pielęgnują, by przekazać dalszym pokoleniom. Lud Issaram to najlepsi wojownicy w imperium, biegli w każdej sztuce walki i znający każdy rodzaj broni. Wierzą, że spojrzenie ludzkie jest w stanie odebrać duszę. Noszą więc wśród obcych zasłony na twarzy, gdyż ktokolwiek ujrzy twarz Issara, musi umrzeć. Kupiec Aerin podczas jednej ze swych handlowych podróży otrzymuje propozycję wynajęcia młodego wojownika do ochrony swojego domu. Korzysta z niej, gdyż sama obecność Issara podnosi jego prestiż i często ułatwia negocjacje handlowe. W takich okolicznościach poznajemy Yatecha, owego młodego wojownika, o twarzy ukrytej za ekchaarem. Jest opanowany, spokojny, cierpliwy i małomówny, niedościgniony w walce, podczas której często wpada w trans khaan's. Wówczas jego miecze zamieniają się rozświetloną błyskami plamę, co jest rzadkością nawet wśród jego ludu. Opowieści południowe to strona po stronie historia Yatecha, dzika, piękna i tragiczna zarazem. Wiedzie ona do spotkania z osobą, która jest poszukiwana w całym Imperium. Osoby obdarzonej mocą tak wielką, że może odmienić losy całego kraju. W jej oczach, jak określiła mała dziewczynka, rozlał się obłęd i coś obcego, jaszczurzego i jadowitego.
Cóż powiedzieć więcej, by nie zdradzać choć cienia arcyciekawej fabuły każdego z opowiadań? Jeśli jeszcze nie czujecie się zachęceni, dodam jeszcze kilka słów wyjętych wprost z książki. Są to jej ostatnie zdania, nie zdradzają niczego z fabuły, więc mogę sobie na to pozwolić. "Chwiejnie, jak w koszmarze, dochodzi do wyłamanej futryny i wygląda na korytarz. I zaczyna krzyczeć". Czy naprawdę nie masz ochoty przeczytać dlaczego? He he he....
"Opowieści z meekhańskiego pogranicza. Północ - Południe" to opowiadania o honorze i wierności, o przyjaźni i bohaterstwie, o prawdziwych wartościach, którymi chcemy się kierować w życiu, ale nie zawsze nam to wychodzi. Jest to książka napisana przez Roberta M. Wegnera z wielkim rozmachem, a zarazem bardzo plastycznie. Bohaterowie są bardzo spójni i realistyczni (na ile można to powiedzieć o postaciach ze świata fantasy:), wzbudzają w czytelniku całą gamę emocji, od gniewu, przez wzruszenie do mimowolnego uśmiechu. Ostatnio w fantastyce panuje trend, by książki tego gatunku zawierały w sobie bogate, częste i szczegółowe opisy erotyczne, ocierające się o pornografię. Na szczęście pan Wegner nie idzie w tę stronę, jeśli coś więcej łączy bohaterów, niż słowny flirt, to autor opisuje to tak, że wiemy, co ich łączy. Jeśli bandy zbójeckie gwałcą, to nie musimy czytać o szczegółach owych gwałtów. "Opowieści..." nie muszą wabić czytelników erotyką, fabuła jest tak pochłaniająca, że nie potrzeba jej tanich chwytów rodem z "Pieśni Lodu i Ognia". Fanów "Gry o tron" proszę o wyrozumiałość. Dzieło życia Martina jest świetną fantastyką, pod wieloma względami, wciągające niczym czarna dziura, jednak niemal pornograficzne opisy pojawiające się coraz częściej na stronach jego książek działały na mnie bardzo zniechęcająco. Jednak, jeśli ktoś bardzo chce poczytać o masturbujących się co rusz kobietach, gwałtach przedstawionych nazbyt realistycznie i nazbyt często, to oczywiście "Pieśń Lodu i Ognia" spodoba mu się także pod tym względem. Jednak za brak takich opisów, jestem osobiście wdzięczna panu Wegnerowi. Pełno natomiast w "Opowieściach..." obcych imion i nazw, które nie pochodzą ze znanych nam języków. Myślę, że autor użył tego zabiegu na wszelki wypadek, gdyby seria miała być przetłumaczona na inne języki... Być może to tylko moje domysły, ale życzę tego z całego serca, zarówno autorowi, jak i czytelnikom, gdyż warto, aby świat Meekhanu poznała jak największa rzesza odbiorców.