poniedziałek, 26 listopada 2012

Chleba i igrzysk!


M:
źródło: merlin.pl
Suzanne Collins idealnie trafiła z „Igrzyskami śmierci”. Po dzikim „zmierzchowym” szale, czytelnicy zmęczeni brokatowym romansem między niezdecydowaną Bellą i błyszczącym w słońcu (z ledwością powstrzymałam porównanie do psich genitaliów) Edwardem, mogą zatopić oczy w ciekawej lekturze. Akcja powieści toczy się w totalitarnym kraju powstałym na ruinach Ameryki Północnej. Państwo Panem, którego stolicą jest Kapitol, co roku organizuje Głodowe Igrzyska, aby przypomnieć obywatelom swoich 12 Dystryktów, że nie warto wzniecać buntów przeciwko kapitolskiemu establishmentowi. Rokrocznie zostają wylosowani dwaj „ochotnicy” z każdego Dystryktu, którzy na arenie toczą między sobą walkę o zwycięstwo w Igrzyskach, co jest równoznaczne z przeżyciem.

Ochoczo nagrodzę brawami panią Collins za rewelacyjny pomysł!
 W opisie wypaczonej i zdegenerowanej moralnie klasie rządzącej, która bawi się kosztem swych obywateli, jednocześnie pokazując im ich miejsce w szeregu, dopatruję się inspiracji w genialnym dziele G. Orwella „Rok 1984”. Wieczna inwigilacja zawodników i bezustanne transmisje telewizyjne z areny przywodzą na myśl programy typu Big Brother, Bar czy Dwa Światy (innych tytułów nie pamiętam; za wszystkie, które wymieniłam, serdecznie żałuję i postanawiam się poprawić i więcej nie grzeszyć, kalając usta ich tytułami). Suzanne Collins niezwykle celnie utrafiła w, być może nie do końca uświadomione, potrzeby współczesnych ludzi. W każdym człowieku jest pewna „szpiegowska” cząstka. Nie ma innego sposobu na wyjaśnienie fenomenu programów reality show; nie wspominając tu o ustawicznym śledzeniu życia celebrytów czy choćby własnych znajomych na Facebooku. Lubujemy się w odkrywaniu czyichś tajemnic i włażeniu w ubłoconych buciskach w sferę prywatną. Collins sprytnie połączyła ten fakt z agresją i przemocą, które są teraz tak naturalne. W powieści zawodnicy od razu stawiani są w sytuacji nienawiści, ponieważ przeżycie jest możliwe tylko w przypadku wyeliminowania konkurentów. Tworzą oni zespoły, ramię w ramię zabijając innych, by po chwili uśmiercić dotychczasowego kompana. Czy może być coś bardziej fascynującego? Och, nie zaprzeczajcie, nie ma! Wystarczy przypomnieć sobie dwa programy: Modelki, emitowane na telewizyjnej jedynce oraz tvn-owskie Top Model. Pierwszy program przeszedł praktycznie bez echa, pamiętają o nim pewnie jedynie uczestniczki i ich rodziny. Powód? Dziewczyny w programie wzajemnie się wspierały i pocieszały w chwilach kryzysu. Producenci Top Model przyjęli odmienną - i jak się okazało, skuteczniejszą – taktykę. Niektóre dziewczyny faworyzowano, aprobowano ostrą i bezkompromisową rywalizację, co zaowocowało popularnością programu oraz w efekcie dwoma kolejnymi edycjami. „Człowiek człowiekowi wilkiem” – jakie to prawdziwe… Jaki jest powód tak wielkiego zainteresowania uwłaczającymi tematami? Posługując się słowami G. Miecugowa - czy „nieszczęściem jest odbiorca”, którego potrzeby duchowe są równe potrzebom langusty czy też bardziej jesteśmy przychylni słowom M. Max Kolonko, że to „media ogłupiają naród”? Przypomina to spór o pierwszeństwo kury i jajka.

W każdym razie pomysł Suzanne Collins trafił na żyzną glebę, stąd wielki sukces powieści. Zaprawdę powiadam Wam, powieści wciągającej i wartej przeczytania, choć miejscami naiwnej. Zakończenie mnie osobiście rozczarowało – zbytnio kojarzyło się z sytuacją ze Zmierzchu, gdzie bohaterka jest rozdarta wewnętrznie pomiędzy niejednoznacznymi uczuciami żywionymi do dwóch chłopaków. Jednakże, zważając na fakt, iż jest powieść młodzieżowa, występowanie takich elementów jest w pełni uzasadnione. Zatem polecam!

P:

Przyłączę się ochoczo do braw nagradzających panią Collins za rewelacyjny pomysł! Książka jest niezwykle wciągająca, o czym świadczy choćby to, że przeczytałam ją w jeden dzień. Rzecz jasna musi chwycić za serce obraz dzieci z biednych dystryktów, które walczą między sobą na śmierć i życie (a zwłaszcza na śmierć) ku uciesze bogatej gawiedzi. A już fakt, że główna bohaterka przypomina żeńską wersję Robin Hooda, ucierającą nosa zarozumiałym, pysznym bogaczom, przez swe niezwykłe umiejętności, jak i niewyparzony język sprawia, że stoimy za nią całym sercem. Życzymy jej, by wymordowała wszystkich dokoła! Tak tak, przychylam się i do tej opinii, że z chęcią oglądamy, czy czytamy takie opisy. Choć nie! Niech wymorduje wszystkich poza jednym, któremu na końcu padnie w ramiona. Wówczas mamy fabułę doskonałą.

Ja jednak na oklaskach za pomysł muszę zakończyć pochwałę tej książki. Toteż...zupełnie jej nie polecam... Od pierwszych stron nad wyraz irytowało mnie zastosowanie w narracji pierwszej osoby, co skutecznie wzmocniło infantylizm postaci. Przypuszczam, że taki zabieg literacki miał spowodować, iż będziemy się bardziej identyfikować z główną bohaterką. Jednak setki lat historii literatury, gdzie opasłe tomiska i wciągające powieści pisane w trzeciej osobie liczby pojedynczej skutecznie udowadniają, że taka narracja nie sprawia, że stoimy tylko i wyłącznie z boku. Może przykład? Proszę uprzejmie: Robię mu miejsce w śpiworze. Opieramy się o ścianę groty, kładę mu głowę na ramieniu, a on mnie obejmuje. (...) Doskwiera mi nie tylko pragnienie, lecz i głód. Biorę więc nóż i zbliżam się do pnia jednej z sosen. Odcinam zewnętrzną warstwę i zeskrobuję solidną porcję miękkiej, wewnętrznej kory. Idę i powoli przeżuwam uzyskaną masę (...) Przykłady można mnożyć niemalże bez końca, aż do ostatniego zdania Igrzysk, gdyż na każdej stronie atakują nas myśli, postanowienia, wszechobecne "ja ja ja". Zabieg ten być może służyłby całości, gdyby odnosił się jedynie do wspomnień Katniss, czy też do jej przemyśleń potraktowanych jako urozmaicenie zwykłej narracji. Jak widać, nie jest to powieść pisana wysokim językiem, toteż można ją polecić młodzieży, ale młodzieży, która ledwie zyskała ten status. Choć i tu bym się zastanowiła, gdyż to, co czytamy kształtuje nasz gust literacki na przyszłość, a Igrzyska śmierci lepiej niech nie stają się wzorcem, według którego ktokolwiek będzie wybierał dla siebie książki.
Podsumowując: pomysł pani Collins - interesujący, a sposób jego przedstawienia - żenujący. Nie polecam.

1 komentarz:

  1. M.:
    Być może strzelę sobie w stopę mówiąc, iż mnie pierwszoosobowy sposób narracji nie przeszkadzał ;) Pomysłowość autorki i akcja na tyle mnie wciągnęły, że lekko przepłynęłam przez tę książkę.
    Wiem, że taki sposób pisania świadczy o lekkiej niedojrzałości literackiej autorki, ale co tam... Niech młodzież czyta te naiwne w formie Igrzyska Śmierci, bo w czasach rozrastającego się analfabetyzmu wtórnego ciężko mówić o kształtujących się gustach literackich...
    Myślę, że sięgnę po pozostałe części (mimo, iż są pisane w ten sam sposób), bo podobno są tam zwroty akcji wywracające mózg na lewą stronę :)

    OdpowiedzUsuń