niedziela, 17 lutego 2013

Martwy aż do zmroku niechaj pozostanie martwym i nocą

    M.:

Martwy aż do zmroku - Charlaine HarrisCudowny odmóżdżacz, dorównujący serii Zmierzchu. Jeśli pragniecie dostąpić błogiego stanu pauperyzacji intelektualnej - musicie to przeczytać!

Książka leżała na półce w moim pokoju i patrzyła na mnie, patrzyła... Wreszcie zaczęła intensywniej łypać i w chwili kryzysu uległam - ściągnęłam z półki i otworzyłam. Jak otworzyłam, tak przeczytałam; człowiek prześlizgnie się po tej książce jak koleś po basenie w reklamie Gillette. Lektura szybka, łatwa, prawie bezbolesna. Zaznaczam, że nic nie wiedziałam o tej książce oprócz tego, iż traktuje o wampirach; serialu nie widziałam, bom zacofana; żadnych uprzedzeń do niej nie żywiłam, a złośliwe komentarze na jej temat wynikają tylko z tego, że jest kiepska.

Już od pierwszych chwil irytowała mnie postać głównej bohaterki. Jej naiwność doprowadzała mnie do szału. Oczywiście, Sockie fascynuje się wampirami i posiada pewien dar, który wyróżnia ją z tłumu i czyni outsiderką. Co mamy dalej? Komercyjnie chwytliwy schemat: w mieście pojawia się wampir, pierwsza rozpoznaje go Sockie, potem ratuje, potem on ją ratuję, a jak się tak już wspólnie poratowali, to następnie pojawia się wielka, acz niechciana miłość i komplikacje wynikające z tego ludzko-wampirycznego mezaliansu. Jacy są Sockie i Bill? To niesłychane, ale... Tak, są piękni! A ona pięknieje z każdą chwilą, czym zwraca na siebie uwagę płci przeciwnej; która to, nota bene, do tej pory miała ją głęboko w poważaniu jako małomiasteczkową wariatkę. Ach, zapomniałabym o niezwykle oryginalnym wątku! Otóż w Sockie zdaje się być zakochany jej szef, który rekreacyjnie zmienia się w zwierzęta. Ciężko jest utrzymać treść żołądkową na miejscu, uwierzcie mi.

Dodatkowo w książce występuje tyle dziwnych niuansów psujących napięcie sytuacji... Przykładowo, w momencie, gdy główna bohaterka próbuje umknąć przed mordercą, który przebywa w jej domu, mamy krótki opis wiązania włosów w kucyka, coby jej nie przeszkadzały podczas ucieczki. Hmmm... Brawo, Sockie! Ty przebiegła bestio! Nie spodziewałam się po tobie takiej zapobiegliwości! A ja, głupia! zamiast wiązać włosy, brałabym noże z kuchni, żeby zdekapitować łotra ! Człowiek uczy się przez całe życie, nie ma co...

Wampir z "Martwego aż do zmroku" nie jest tak staroświecki jak Edward ze "Zmierzchu". Cnotliwością nie grzeszy, zatem nie trzeba czekać do ślubu i bzyka ją dosyć często. Tylko że ja nie lubuję się w tanich, harlequinowskich opisach scen łóżkowych (jak ona gryzła jego włosy na piersi, bleeee), zatem wrażenia to na mnie nie wywołało żadnego (a z moim libido jest wszystko w porządku, żeby nie było:) No i w tej serii książek wampiry mają krew, co rozwiązało moje dylematy związane z erekcją wampirów (jak Edward mógł mieć erekcję, skoro nie miał krwi?!), ale i nastręczyło kolejnych - po co martwemu krew? Ale być może wynikają one z mojej ignorancji i braku wiedzy o wampirach.

Zdecydowanie jestem za stara na tego typu literaturę. Zero przyjemności, a wręcz niesmak jakiś pozostał, iż w ogóle to przeczytałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz