piątek, 3 kwietnia 2015

Wszystko albo nic




Okładka książki Wszystko za EverestM.:

Hop, siup, kolejny wpis -  łup! Jak widać, wpisy nie dają się regulować Księżycowi, który włada pływami morskimi. O nie, one pojawiają się zupełnie niespodziewanie - chytrze wyłaniają się spomiędzy przeczytanych stron i przybierają swą nową, cybernetyczną formę.


Niniejsza notka dotyczyć będzie książki Jona Krakauera "Wszystko za Everest". Wypływa ona z mojej wręcz chorobliwej pasji pochłaniania książek o tematyce górskiej. Sięgnęłam po nią z niewielką ciekawością - w końcu tragedia z 1996 roku jest powszechnie znana, co jakiś czas przypominana w mediach odnośnie kolejnego zdobycia szczytu itd. Początkowo historia mnie nie porwała... Autor szeroko opisuje tło całego zdarzenia, historię wejść na Matkę Gór, pierwszych zdobywców... Ot, ciekawostki. Jednakże później... Później, moi drodzy, napięcie wzrasta wprost proporcjonalnie do liczby przeczytanych stron; człowiek dosłownie przykleja się do lektury, pożera wyrazy, łyka rozdziały! I nie przestaje, dopóki nie dotrze do ostatniego zdania. Doprawdy, Krakauer mistrzowsko poprowadził narrację - mimo iż czytelnik wie, jak skończy się ta historia, to nie potrafi się od niej oderwać. 

Autor stara się obiektywnie przedstawić wydarzenia, które doprowadziły do tragedii; precyzyjnie je opisuje, następnie analizuje, biorąc pod uwagę punkty widzenia poszczególnych uczestników. Z pewnością było to niemożliwie trudne - sama mordęga wspinaczki może być traumatycznym przeżyciem, a co dopiero tak bliskie doświadczenie wielu śmierci. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że pisanie książki było dla autora formą terapii... Wielki szacunek dla niego za podjęcie się tego zadania. 

Od jakiegoś czasu zastanawiałam się nad własną potrzebą czytania tego typu książek. Sama się nie wspinam. Nie jestem tak twarda, brak mi samozaparcia. Prawdopodobnie na tym polega magnetyzm książek o górach - ludzie, którzy się wspinają, dążą do szczytu w sposób  bezkompromisowy; są tytanami motywacji i poświęcenia, łowcami marzeń. Ich siła i pasja przyciągają i fascynują. Wspinacze są twardymi ludźmi, skoncentrowanymi na sobie i swoim celu; wyróżnia ich zrozumiały egoizm - bez niego nie byliby w stanie robić tego, co robią. I tylko gdy ten egoizm przekłada się na nie udzielenie pomocy umierającym ludziom, bo "na wysokości ponad 8 tys. m n.p.m. moralność nie obowiązuje", zaczynam się zastanawiać czy warto oddać WSZYSTKO za zdobycie szczytu. Nawet człowieczeństwo. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz